Idea, jaka przyświecała obozowi w Szwecji to: „Nigdy nie jesteś za stary aby grać, ale stajesz się stary gdy przestajesz grać”. Jestem z wykształcenia pedagogiem z jedenastoletnim stażem, od piętnastego roku życia wyjeżdżałem na kolonie jako opiekun, który miał pod sobą pewną grupę dzieci. Dziś jest to nie do pomyślenia. Zanim zacząłem studia, miałem za sobą już dziewięć kolonii. Myślałem że mam duże doświadczenie w pracy z młodzieżą. Jak się okazało, tylko tak myślałem, a wyprowadził mnie z błędu pewien Szwed, Bengt Ponten. Miałem zaszczyt pojechać w zastępstwie za Jolę Kałat na obóz szkoleniowy dla młodzieży zorganizowany przez IFSS. Chciałbym się podzielić spostrzeżeniami na temat nie tylko samego przeprowadzenia obozu, ale również idei, jaka przyświecała organizatorom. Bardzo szybko zorientowałem się na miejscu że nie jest to typowy obóz szkoleniowy. Chciano tam jedynie pokazać młodzieży jak należy zacząć przygodę ze sportami psich zaprzęgów, nie był to obóz kondycyjny na wzór zgrupowania kadry narodowej. Było wiele prostych ćwiczeń wprowadzających do danej dyscypliny. Zanim przechodzono do objaśnienia techniki z pokazem, zaczynano właśnie od zabawy oswajającej. Na przykładzie nartorolek wyglądało to następująco: grupa około dwudziestu osób dzieliła się na dwie grupy, z której jedna zaczynała od biegu terenowego z użyciem kijów do nart biegowych. Druga grupa w tym czasie zaczynała na nartorolkach od prostych ćwiczeń oswajających. Było to między innymi zwykłe przekładanie nóg w promienie słońca itp. Następnie liderzy grup w wieku 20-24 lat pod okiem osób bardziej doświadczonych ale stojących cały czas z boku, objaśniali technikę poruszania się na nartorolkach aby za chwilę przejść do ćwiczeń. Podczas wykonywania ćwiczeń miłym i spokojnym głosem udzielali wskazówek ćwiczącym. Na koniec obowiązkowa mała rywalizacja na zasadzie wyścigów rzędów, która była bardziej na wesoło niż na poważnie. Wszystko przeprowadzone tak, aby młody człowiek czuł z tego przyjemność. Teraz przedstawię ogólnikowo każdy dzień pobytu:
Ze stacji około pierwszej w nocy odebrał nas pewien ktoś. Jak się rano okazało był to prezydent IFSS Bengt Ponten. Już ten gest dał mi wiele do myślenia. Tego samego dnia rano tzn. jak się obudziliśmy (około południa) zostaliśmy zaproszeni na spotkanie z wielokrotnie utytułowaną zawodniczką Leną Boysen z Norwegii. Podzieliła się z nami swoją długoletnią wiedzą na temat sportu psich zaprzęgów i nie tylko. Z takich ciekawostek to np. to że Lena po przybyciu na metę nie polewa swojego psa ani nie wrzuca do zimnej wody a jedynie biega z nim jeszcze chwilę. Gdy jednak często jej pies nie ma na to ochoty, pozwala mu jakiś czas leżeć na chłodnej ziemi aż sam do siebie dojdzie i się podniesie. Bike trenuje gdy jest nie więcej niż 18 stopni C, 5x15km z jedną do dwóch przerw podczas treningu , które poświęca na zabawę z psem lub pozwala mu pływać. Skuter trenuje 5 do 6 razy w tygodniu 10 do 25 km. Uważa przy tym aby zawsze linka była napięta, szczególnie zjeżdżając z góry. Skijoring trenuje 4 razy w tygodniu od 5 do 15 km. Jest bardzo miłą osobą otwartą na pytania, jednak byliśmy trochę nie wyspani po podróży więc mogła odnieść wrażenie, że reprezentujemy całkiem inną dyscyplinę sportu a jesteśmy tam przypadkowoJ. Kładła akcent na więź między psem a zawodnikiem, opowiadała wiele historii ze swojego życia, które potwierdzały potrzebę istnienia takiej więzi podczas treningu czy zawodów w sytuacjach ekstremalnych.
Zaraz po spotkaniu pierwszy trening niespodzianka. Podział na dwie grupy, jedna jeździ na hulajnogach z psami a druga trenuje bieg przełajowy z kijkami do nart biegowych. Podczas tego treningu zademonstrowane zostały przez młodych team liderów (ćwiczących razem z nami!) proste przebieżki pod niewielkie wzniesienie używając kijków. Było wprowadzenie do techniki odbicia w skijouringu. Oczywiście wszystko utrzymane w tym samym kanonie jak opisany wyżej trening na nartorolkach, czyli zaczynając od ćwiczeń oswajających, poprzez demonstrację i omówienie właściwej techniki, ćwiczenia właściwe z korygowaniem błędów na bieżąco, aż do małej rywalizacji na wesoło w celu sprawdzenia się i odniesienia już niewielkiego sukcesu, który służył jako wzmocnienie młodego człowieka.
Po tym treningu w Polsce dano by czas wolny do kolacji, Szwedzi nie marnowali jednak czasu. Wszyscy uczestnicy obozu wraz z team liderami udali się przed ośrodek, gdzie na boisku sportowym zaprezentowali się w kilku zdaniach, skąd przyjechali, jakie mają pieski, w czym startują, od jak dawna się tym zajmują itp. Po krótkiej prezentacji aby podczas obozu uczestnicy czuli się dobrze w swoim towarzystwie przyszedł czas na zabawy integracyjne. Mam 34 lata ale czułem się jak ci młodzi ludzie dzięki atmosferze, jaką potrafili wytworzyć ich równie młodzi opiekunowie!
Jeszcze tego samego dnia o 21.00 spotkaliśmy się wszyscy wspólnie i dyskutowaliśmy na różne ciekawe tematy związane z naszym sportem. Uff.
Całkiem zbity z tropu zostałem około 22.30 gdy zaczęła się cisza nocna. Ci młodzi team liderzy jak się okazało nie są tylko instruktorami wspinaczki, kajakarstwa, narciarstwa biegowego czy sportu psich zaprzęgów, a świetnie znają się na instrumentach muzycznych. Technika opanowania grupy młodych ludzi w pierwszą noc po przyjeździe na obozy jest mi dobrze znana i nie lubiana. Oni zaś pokazali swoją, dalece odmienną od naszej Polskiej jak sprawdzanie czystości zębów, nóg, pokoi, pilnowanie ciszy przez pół nocy na korytarzu itp. Opiekunowie chwycili za pianino i gitarę, zagrali dwa kawałki do snu po czym udali się do siebie. Być może tajemnica tkwi w młodzieży a być może tylko w jednym niewielkim szczególe: przed rozejściem się do swoich pokoi opiekunowie w łatwy i przejrzysty sposób używając tablicy z wypisanymi obowiązkami panującymi w ośrodku przeanalizowali z podopiecznymi punkt po punkcie. Młodzież miała wrażenie, że uczestniczy w ustalaniu tych praw i obowiązków, tym mocniej się z nimi identyfikowała a co za tym idzie podporządkowywała.
Dzień drugi to opisany wcześniej poranny po śniadaniowy trening na nartorolkach. Od 13.00 do 16.00 (naprawdę nie wiem jak to szybko zleciało) turniej siedmiu konkurencji. Były to różne konkurencje na wesoło z podziałem na cztery grupy dla wprowadzenia elementu rywalizacji ale przede wszystkim miały na celu pogłębienie integracji naszej grupy. Przykładem może być zadanie polegające na pokonaniu zaciemnionego labiryntu, dwie grupy zaczynały z przeciwnych stron więc spotkanie miało nastąpić gdzieś w środku labiryntu. Aby się nie zgubić trzeba było się trzymać nawzajem oraz uważnie wykonywać polecenia osoby idącej na czele. Inne zabawy-konkurencje były jeszcze bardziej ciekawe…
O 17.30 zajęcia w grupie i wymiana doświadczeń pochodzących z różnych państw uczestniczących w obozie. Poruszane tematy to np. jakie kroki jeszcze trzeba podjąć aby sport psich zaprzęgów mógł się znaleźć na Olimpiadzie pewnej zimy, co zrobić aby zawody w ogóle były atrakcyjne i przyciągały widzów, powodowały u nich emocje sportowe jak podczas oglądania meczu futbolowego?
Po tych zajęciach mając już nadzieję na czas wolny zostałem zadziwiony propozycją gry w piłkę wodną?!? Nie było by w tym nic dziwnego, grałem w to w roku 1998 gdy podczas pobytu na kolonii jako opiekun powódź zalała teren ośrodka, ale wtedy świeciło słońce a tu padał deszcz. Jednak dla Szwedów taka pogoda to codzienność. Po przegranym meczu 0:1 na pobliskich moczarach wszyscy udaliśmy się nad staw aby się wykąpać.
Po powrocie ze stawu ok. godz. 20.30 został nam przedstawiony film na temat Modelowych Zawodów Psich Zaprzęgów na Olimpiadzie. Zrobił on na wszystkich ogromne wrażenie, szczególnie na nas, gdyż ogrom ośnieżonych tras śni się niejednemu maszerowi z polski.
Dzień trzeci zaczął się jak zwykle od śniadania, po czym wszyscy udaliśmy się na tzw. Ścieżkę Zdrowia. W bardzo prosty i przemyślany sposób przy użyciu jedynie tego, co można zastać na zwykłym placu zabaw zostały zademonstrowane a potem przeprowadzone najróżniejsze ćwiczenia na zasadzie obwodu stacyjnego. Na koniec zabawy w kręgu na wesoło i powrót do ośrodka.
Między godziną jedenastą a dwunastą przeprowadzone zostały zajęcia z hulajnogami. Wstępem do wszystkiego była oczywiście zabawa, gdzie dwie grupy zbierały na czas do woreczka na wyznaczonym terenie psie kupy (w tej konkurencji zastosowano zwykłe ziemniaki). Miało to oczywiście uzmysłowić młodemu człowiekowi, jakie obowiązki niesie ze sobą posiadanie czworonożnego pupila. Następna konkurencja również zawierała aspekt pedagogiczny, gdyż zamiast psa do hulajnogi zaprzęgano kolegę/koleżankę z drużyny, i tak pokonywano pewien dystans mogąc odczuć na własnej skórze jak czuje się w tej roli pies. Po tym wprowadzeniu odbył się pokaz oraz możliwość przejażdżki z psem na hulajce.
Od godziny 13.00 do 16.30 podział na dwie grupy, z której jedna udała się na bieg długi na dystansie około 10 km, a druga grupa w te same miejsce popłynęła kajakami. Na miejscu zbiórki odbyła się tradycyjnie „Fika” czyli lekki posiłek, oraz zamiana powrotna, czyli kajakarze wracali biegiem a biegacze kajakiem.
Po zaledwie godzinnej przerwie około 17.30 udaliśmy się na wspólne dyskusje w pokoju dziennym, których tematem były struktury organizacyjne zrzeszające kluby psich zaprzęgów w różnych krajach. Ten temat zwarzywszy na okoliczności panujące w naszym związku musiałem przemilczeć dając pole do popisu kolegom z Rosji, Słowacji i Szwecji.
Między godziną 19 a 21 odbyło się spotkanie z fizjoterapeutką do spraw zwierząt. Takie luźne uwagi, które mogą być pomocne niektórym zawodnikom to: stretching psa, czy konieczny i jak wykonywać. Przed zawodami warto podawać psu coś z glikogenem, po zawodach coś w formie przekąski. Podczas trenowania z psem interwałów wzrasta jego motywacja, nie mogą być jednak one zbyt krótkie jak np. 1 minuta.
Po tym ciekawym spotkaniu podjęliśmy się w swoich grupach z różnych państw opracowania wspólnych celów, które chcielibyśmy zrealizować po powrocie do Polski bazując na zdobytej wiedzy i doświadczeniach na obozie w Szwecji. Podczas prezentacji tych celów z naszej strony, mowa była o potrzebie zorganizowania podobnego przedsięwzięcia u nas w Polsce, jak również a może i przede wszystkim zwrócenia szczególnej uwagi na szkolenie dzieci i młodzieży. Wtedy przyszła mi taka luźna myśl że zamiast tych naszych zgrupowań kadry narodowej, na których znajdują się głównie starsi i doświadczeni zawodnicy, których nawyków treningowych i tak nikt już nie zmieni, można by za te pieniądze organizować podobne do szwedzkich obozy dla dzieci i młodzieży. Podczas takich obozów nasza dyscyplina zyskała by większą popularność, może na upragnioną Olimpiadę udało by się wychować przyszłych medalistów? Bo nie ma się co oszukiwać, ci dzisiejsi zawodnicy będą już po prostu za starzy! Wtedy też przypomniały mi się słowa Bengta Pontena, który mówił, iż rozwój naszego sportu musi iść w parze z udziałem w nim młodzieży i na to IFSS musi położyć nacisk. Może polskie władze związkowe powinny się nad tym tematem pochylić trochę wcześniej niż za parę lat, jak już będzie za późno? Dlaczego my Polacy budzimy się zawsze z ręką w nocniku? Zważywszy na ostatnie wystąpienie pani Minister Muchy uważam że jest to niebywała okazja po ostatnich dwóch wpadkach na Euro i Olimpiadzie… Można oczywiście jak zawsze tylko się kłócić, można też zacząć działać.
mgr Bartłomiej Chotowicki Prezes UKS „Sokolik” Przytkowice
2012-09-02 00:00:00 mgr B.Chotowicki Prezes UKS „Sokolik”